Kazimierz Pichlak, rocznik 1951, z zawodu chirurg.
Mieszka w Kotlinie Jeleniogórskiej, na stokach Karkonoszy, i samo to daje mu większe od przeciętnej szanse na szczęśliwe życie. Stara się z tej szansy skwapliwie korzystać.
Bywa, że pisze wiersze. Wydał kilka tomików.
Ojciec dwojga dzieci i, uwaga!, siedmiorga wnuków.
Autor kilkunastu wystaw fotograficznych, m.in. Gór górzystość, Krajobrazy liryczne, W cieniu Annapurny, Patagonia, Sikkim – gdzie to jest?, Mustang – kraina wiatru i baśni, Himalajskie twarze, Idzie jesień, Mgielnie.
Fotografuje, aby zapamiętać emocje związane z odkrywaniem piękna i niepiękna świata tego. W zasadzie jest fotografem przygodnym. Niemało podróżuje i utrwala co i kogo spotka po drodze, od pierwszych promieni słońca na himalajskich olbrzymach po zadumę na twarzy etiopskiego mnicha.
Zdarza mu się znaleźć we właściwym miejscu w odpowiednim czasie i wykonać fotografię godną pokazania innym. Każdy, kto zajmuje się tym rodzajem aktywności, a przy tym poważnie traktuje potencjalnego widza, wie, że nie są to sytuacje częste. W związku z tym napisał stosowny wierszyk
Ech, fotografia!
Czasami trafia
Do serc człowieczych
Spragnionych piękna,
Do orgii zmysłów,
Co godne skręta,
Na ściany domów
Z marzeń bezdomnych,
Do kart historii
W darze potomnym,
Z rzadka w ton światła
Wierszy Miłosza.
Ale najczęściej
Trafia
Do kosza.